Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Halo? Chciałbym zamówić pizzę albo taksówkę !

Karolina Niemczyk
Praca dyspozytora pogotowia ratunkowego jest stresująca. Do tego dochodzą jeszcze głupie żarty, które robią sobie bezmyślni mieszkańcy. Dzwonią, by zamówić pizzę albo taksówkę. A w tym czasie ktoś może umrzeć !

„Hallo? Chciałbym zamówić pizzę”. „Przepraszam, czy można wezwać taksówkę?” Być może ciężko w to uwierzyć, ale dyspozytorzy pogotowia ratunkowego WS SP ZOZ w Zgorzelcu spotykają się z takimi telefonami. Jak informuje dyrekcja szpitala w ciągu 5 lat numer pogotowia był celowo blokowany, a o pomoc w namierzeniu sprawców proszono nawet policję. I nie jest to jedyny problem, z którym muszą się borykać ratownicy medyczni. Stanowią go też nieuzasadnione wezwania karetki, chociaż taki termin oficjalnie nie istnieje i nikt oficjalnie do tego nie chce się przyznać, więc nawet wezwanie do złamanego palca czy zwykłego bólu głowy nie jest karane. - To nie do pacjenta należy ocena czy taka forma pomocy medycznej jest mu potrzebna. Należy to do dyspozytora. Przeprowadza on wywiad z osobą dzwoniąca, jeśli jest potrzeba instruuje przez telefon co należy zrobić w danej sytuacji i podejmuje decyzję w jakiej kolejności i do jakich zdarzeń wysłać zespół medyczny - mówi lek. med. Arkadiusz Kawka, kierownik oddziału ratunkowego. - Rzadko kiedy odmawiamy wysłania zespołu ratowników medycznych. Po ocenie sytuacji zdarza się, że dyspozytor namawia pacjenta by sam przyjechał do szpitala, jeśli ten nadal jednak się upiera wysyłamy karetkę – dodaje Kawka.
Na terenie powiatu zgorzeleckiego pracują jedynie cztery wyjazdowe zespoły ratownictwa medycznego. Jeden w Ruszowie, jeden w Bogatyni i dwa w Zgorzelcu. Na cały powiat jest tylko jedna jednostka, z którą jeździ lekarz Przy tak rozległym powiecie i tak małej ilości karetek nie da się uniknąć sytuacji, w której ratownicy są bardziej potrzebni w innym miejscu niż obecnie się znajdują. - Kiedyś policzyliśmy odległość i okazało się, że jeśli lekarz przebywa z zespołem ratowników w Ruszowie, a zdarzył się nagły przypadek w Bogatyni, to do przejechania ma blisko 100 kilometrów - mówi Kawka.
Kolejny problem stanowią pacjenci, którzy oczekują wizyt domowych i nie chcą czekać na swoją kolej, więc wzywają karetkę. Bądź tacy, którzy dostali skierowanie do szpitala i czekają na transport. - Każdy pacjent jeśli jest obłożnie chory ma prawo do wizyty domowej. Ludzie jednak bardzo często się niecierpliwią i zamiast czekać na swojego lekarza pierwszego kontaktu wzywają pogotowie. Inni pacjenci z kolei oczekują po prostu transportu. Lekarz, który wypisuje skierowanie do szpitala może wezwać karetkę, jednak jeśli stan pacjenta jest stabilny powinien on sam zgłosić się do na oddział - mówi Arkadiusz Kawka.
Jak przyznaje kierownik oddziału ratunkowego, praca ratownika medycznego oraz dyspozytora bywa frustrująca. - Przede wszystkim jest to praca bardzo stresująca. Głównie dla dyspozytora, który nie dość, że musi podejmować ważne decyzje to jeszcze czasem boryka się z głupimi żartami. Czasami, kiedy rozmawia z kimś niepotrzebnie przez telefon mógłby w tym czasie udzielać komuś pomocy. Myślę, że podobnie jest z ratownikami.. Nie mogę odpowiadać za wszystkich ale uważam, że w każdym z nas czasami pojawia się frustracja, że jesteśmy w innym miejscu niż w tym, gdzie naprawdę jesteśmy naprawdę potrzebni – mówi Kawka.
Niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę, że numer 999 czy 112 nie służy do pogawędek, a do udzielania pomocy. Jak się okazuje wśród mieszkańców Zgorzelca są i takie osoby, które potrafią przyznać się do błędu. - Kilka lat temu ukąsiła mnie osa na działce. Wtedy chyba zmarła jakaś aktorka z powodu wstrząsu anafilaktycznego. Naczytałam się o tym i nie mogłam zapomnieć o tym ugryzieniu. Po okołu 20 minutach zrobiło mi się słabo i miałam wrażenie, że się duszę. Mąż wezwał karetkę. Muszę przyznać, że przyjechali bardzo szybko. Dostałam jakiś zastrzyk odczulający i uspokajający. Teraz jak o tym myślę, to ogarnia mnie wstyd. Uważam, że bardziej spanikowałam niż coś faktycznie mi dolegało, chociaż nikt z pogotowia nie dał tego po sobie poznać. Wstydzę się, bo w tym czasie mogli być gdzie indziej i pomagać komuś naprawdę - wspomina Ilona Dębska, mieszkanka Zgorzelca. Wśród takich opowieści pojawia się jeszcze jedna. - Jako dziecko wydzwaniałem z kolegami na różne numery w tym alarmowe. Zdarzało się, że dzwoniliśmy też na pogotowie i robiliśmy sobie głupie żarty. Teraz bardzo tego żałuję - mówi pan Maciej, mieszkaniec Bogatyni.
Ratownicy medyczni z powiatu zgorzeleckiego mają naprawdę duży obszar i wielu pacjentów, do których są wzywani. - Nie jesteśmy w stanie być wszędzie i natychmiast. Powiat zgorzelecki jest ogromny. Staramy się pomagać najszybciej jak możemy. Zdarza się, że zostaliśmy wezwani do złamania nogi, a w tym czasie ktoś dostał wylewu. Zdarza się, że kryzysowych sytuacjach prosimy o pomoc straż pożarną. Oni również są przeszkoleni w udzielaniu pomocy. Wtedy lekarz z jednego miejsca jedzie jak najszybciej do drugiego. Jednak bardzo bym prosił o rozważne wzywanie pogotowia. Komuś to może uratować życie - kończy Arkadiusz Kawka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto