Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ludzie płaczą nad Miśkiem

Janusz Pawul
– Nasz Misio został skatowany w schronisku. Czy tak są tam traktowane również inne zwierzęta? – pytają lokatorki domu z ul. Wrocławskiej w Lubaniu. fot. Janusz Pawul
– Nasz Misio został skatowany w schronisku. Czy tak są tam traktowane również inne zwierzęta? – pytają lokatorki domu z ul. Wrocławskiej w Lubaniu. fot. Janusz Pawul
Mieszkańcy z Lubania przygarnęli kundelka. Twierdzą, że pieska skatowano w schronisku dla zwierząt w Jeleniej Górze Pies był przez kilka ostatnich lat dodatkowym lokatorem kamienicy.

Mieszkańcy z Lubania przygarnęli kundelka. Twierdzą, że pieska skatowano w schronisku dla zwierząt w Jeleniej Górze
Pies był przez kilka ostatnich lat dodatkowym lokatorem kamienicy. Mieszkał na klatce schodowej i był przez mieszkańców dokarmiany

To skandal. To niepojęte. Jak ludzie, którzy mają się opiekować zwierzętami, mogli się w ten sposób zachować? – oburzają się mieszkańcy bloku przy ul. Wrocławskiej w Lubaniu.
Prokurator, do którego skierowali sprawę, nie znalazł sprawców, ale wystąpił do prezydenta Jeleniej Góry, któremu podlega schronisko, by zapobiec podobnym przypadkom w przyszłości.
Misiek, kilkuletni mieszaniec o czarnej, podpalanej sierści, merda ogonem i spogląda mądrymi oczami. Jakby wiedział, że to właśnie on jest bohaterem tej historii. Dzięki niemu sprawą nieprawidłowości w jeleniogórskim schronisku dla zwierząt zainteresowała się prokuratura. I chociaż pod koniec grudnia prokurator Artur Idzi podjął decyzję o umorzeniu śledztwa wobec niewykrycia sprawców przestępstwa, w uzasadnieniu postanowienia napisał kilka zdań, które kładą się cieniem na opinię o jeleniogórskim schronisku.
– Napisał to, o czym my wiemy od samego początku – mówią sąsiadki
z ul. Wrocławskiej, które skierowały do prokuratury doniesienie w sprawie Miśka.
– Był takim blokowym pupilem. Większość się już do niego przyzwyczaiła i polubiła – mówi Anna Tarabuła. Jak to jednak w bloku bywa, nie wszystkim żywot Miśka wiedziony na wycieraczkach się podobał. Znalazł się życzliwy, który powiadomił straż miejską, że pies jest agresywny, że rzuca się na ludzi i Misiek znalazł się na cenzurowanym. Gdy więc 31 maja ub. r. w Lubaniu przeprowadzana była akcja odłowu bezpańskich psów, ekipa ze schroniska w Jeleniej Górze w asyście straży miejskiej przyjechała także po niego. Został odłowiony na tzw. hak, zapakowany do samochodu i odtransportowany do przytułku. Na nic zdały się protesty Marianny Zań, która była wtedy w domu i wybiegła na ratunek ulubieńcowi. Łowczy byli bezwzględni i nie działały na nich ani prośby, ani groźby, czy nawet ostre słowa. Misiek odjechał.
Tęsknota za czworonożnym przyjacielem jednak zwyciężyła. – Wcześniej miałam już psa, ale zdechł, więc kiedy wywieźli Miśka, postanowiłam, że zabiorę go ze schroniska i zamieszka u mnie w domu – mówi pani Marianna.
Po psa pojechał 5 czerwca jej syn. Przywiózł go w stanie niemal agonalnym, co potwierdził technik weterynarii Józef Flisiak. Dwa dni potem obdukcję Miśka przeprowadził inny lubański weterynarz Jan Żukowski. On także stwierdził bardzo poważny stan Miśka, m.in. porażenie lędźwiowo-krzyżowe, widoczne cięte obrażenia na ciele, obrzęk szyi i moszny, liczne otarcia skóry kończyn. Pies nie chodził i nie chciał jeść.
– Kiedy zabierali go od nas, był zupełnie zdrowy – mówi Danuta Płócienniczak, która także opiekowała się psem. Cieszy się, że Misiek jest znowu w dobrych rękach i wraca do zdrowia.
– Nie mamy żadnych wątpliwości, że do katowania doszło w schronisku w Jeleniej Górze – przekonuje. Podobnego zdania jest także Janina Słoboda.
Mieszkanki domu postanowiły, że nie odpuszczą tej sprawy i doprowadzą do ukarania winnych. Skierowały pismo do prokuratury, a ta, po przesłuchaniu kilkunastu świadków, w tym m.in. pracowników schroniska i zatrudnionego tam lekarza weterynarii, postanowiła dochodzenie umorzyć. Prokurator nie dał jednak wiary tłumaczeniom pracowników schroniska, że obrażenia Miśka spowodowane były przez inne psy, z którymi wspólnie przebywał w kojcu. Uznał za wiarygodne opinie lubańskich weterynarzy, którzy stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że charakter doznanych przez Miśka ran wskazuje, że mógł okaleczyć go człowiek. Dodatkowo stan zdrowia zwierzęcia wskazywał, że psu nie udzielono w schronisku żadnej pomocy.
„Nie zdołano wykryć sprawcy tego wysoce społecznie szkodliwego czynu” – napisał prokurator.
Co na to kierownictwo schroniska?
– Nie znam uzasadnienia decyzji prokuratora, nie zapoznałem się jeszcze z nim – mówi Eugeniusz Ragiel, szef jeleniogórskiego przytuliska. – Kiedy pies był przyjmowany, nie było mnie przy tym. Z relacji opiekunów wiem jednak, że do obrażeń doszło w wyniku pogryzienia przez inne psy. Nasze schronisko jest dramatycznie przepełnione. Na 90 miejsc przebywa w nim obecnie 120 psów – wyjaśnia kierownik. – Oczywiście, każdy taki sygnał o nieprawidłowościach traktujemy bardzo poważnie – zapewnia.
Nie ukrywa jednak, że trudno mu uwierzyć w winę swoich pracowników. – To doświadczeni opiekunowie, pracują po kilka lat i nigdy nie było na nich skarg. A opinie dwóch lubańskich weterynarzy? – To nieprawda. Będziemy się odwoływać od uzasadnienia prokuratury – zapowiada Eugeniusz Ragiel. •

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na luban.naszemiasto.pl Nasze Miasto