Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał w mocy wyrok, który zapadł w pierwszej instancji.
- Sąd w krótkim uzasadnieniu powiedział, że mój brat nie był złotym człowiekiem. Nie dopatrzył się uchybień w postępowaniu, które prowadził Sąd Okręgowy w Łomży. Według sędziego działał dokładnie i wszystko sprawdził. Jestem w szoku. Nie mieści mi się to w głowie . To jakby przyzwolenie, żeby zabijać niepełnosprawnych - mówi nie kryjąc oburzenia Zbigniew S., brat poszkodowanego.
W pierwszej instancji rodzina żądała dożywocia, zaś prokurator kary 9 lat pozbawienia wolności. W apelacji rodzina zmarłego że żądała zaś kary 25 lat pozbawienia wolności.
- Nie liczyliśmy na taki wyrok, ale miałem nadzieję, że 15 czy 17 lat dostanie. A co to jest 6 lat za zabicie człowieka? To za znęcanie się nad zwierzęciem, kiedy rolnik źle bydło chowa, to tyle może dostać. I jeszcze to sformułowanie „nie był złotym człowiekiem”. To kim był, jak nie człowiekiem? A ten drugi co, święty? Jak sąd może używać takich słów. Nie ośmieszył mnie, tylko sam siebie. Owszem brat był karany, ale uderzył kogoś nożem w obronie własnej. Może gdyby tym razem się bronił, to by przeżył - mówi Zbigniew S.
Wyrok jest prawomocny i choć rodzinie przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego, raczej nie zamierzają już walczyć.
- Nie mam do tego ani głowy, ani pieniędzy - mówi Zbigniew S.
Ale nie zgadza się z ustaleniami sądu.
- Podnoszono, że Damian L. uderzył tylko raz, ale przecież zadał cios drewnianym kołkiem o długości 80 cm i to od tyłu. Ten jeden cios wystarczył. Przestraszył się i uciekł - mężczyzna wraca do tragicznych wydarzeń, do których doszło 9 kwietnia ubiegłego roku w miejscowości Kowantki w gm. Radziłów.
- Andrzej S. został umyślnie uderzony kołkiem w głowę, czym został u niego spowodowany uraz czaszkowo mózgowy i na skutek tego urazu zmarł w szpitalu 25 kwietnia br. Mężczyzna miał atakować wcześniej ojca Damiana L. I ten obawiając się, że znów zaatakuje, chciał go uderzyć w plecy, ale trafił w głowę. Tak bynajmniej tłumaczył się przed sądem, bo do czynu się przyznał - wyjaśniał sędzia Jan Leszczewski w listopadzie ubiegłego roku, kiedy zapadł wyrok pierwszej instancji.
Jak wyjaśniał sędzia, 60 - letni Andrzej S. był prawdopodobnie po spożyciu alkoholu, zaś Damian L. tego wieczoru był trzeźwy. Choć zdarzenie miało miejsce w powiecie grajewskim, gdzie orzeka Sąd Rejonowy w Grajewie, jak tłumaczył sędzia Leszczewski, z uwagi na kwalifikację czynu, sprawę przeniesiono do Sądu Okręgowego w Łomży. Rodzina jednak podejrzewała oskarżonego o pokrewieństwo z prezesem Sądu.
- Pierwszy raz o takiej osobie słyszę. Nie ma żadnego, najmniejszego pokrewieństwa. To zwykła zbieżność nazwisk - mówił Jan Leszczewski, prezes Sądu Okręgowego w Łomży.
- Z tego, co udało mi się dowiedzieć od sędziego referenta, rodzina prawie nie utrzymywała kontaktów z pokrzywdzonym, a nawet unikała go, z racji tego, że nadużywał alkoholu, był wcześniej karany. Nieraz tak się zdarza, że rodzina na śmierci próbuje zarobić - dodawał sędzia.
W te wyjaśnienia Zbigniew S. nie wierzy.
Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody